Cześć! Dzisiaj czwartek, więc czas na kolejną recenzję na blogu. Tym razem traf padł na "To" autorstwa Stephena Kinga. Książka została wydana w Polsce dzięki Wydawnictwu Albatros. Jeśli nie czytałeś/aś tej książki to ostrzegam, że w tej recenzji mogą
zdarzyć się spoilery!
Jak już dobrze wiecie uwielbiam horrory, a jednymi z moich ulubionych filmów są "To" i "To 2". Dobrze wiem, że filmy te spotkały się z naprawdę różnymi opiniami. Część ludzi twierdziła, że są one nudne, część, że straszne. Osobiście uwielbiam te filmy. Sama praca aktorów w nich jest naprawdę nieziemska, szczególnie Billa Skarsgarda, który wcielił się w dobrze znaną każdemu postać Pennywise'a. Efekty specjalne oraz sama reżyseria są naprawdę znakomite. Nic nie mam do zarzucenia tym filmom, a niektóre jumpscare'y (technika polegająca na nagłym ukazaniu przerażającego zdarzenia, obiektu lub postaci w sposób mający wywołać u odbiorcy strach, często wykorzystując przy tym głośny i przeraźliwy dźwięk lub muzykę) sprawiły, że się trochę wystarszyłem. Szczególnie scena w garażu, gdzie pojawił się Pennywise w pierwszej części, haha.
Filmy te oglądałem już kilkukrotnie i szczerze mógłbym je oglądać ciągle. Z tego powodu stwierdziłem, że jednak warto sięgnąć po książkę, na której podstawie zostały nagrane. W zeszłym roku dostałem książkę na urodziny i początkowo sięgnąłem po inną pozycję, którą najpierw przeczytałem, a potem właśnie po tę książkę. Szczerze trochę przeraziła mnie objętość książki. Niecodziennie jednak jest się w posiadaniu książki, która posiada 1102 strony. Książka jest potężna, nie licząc już tych stron, ponieważ porównując sam środek do innych wydanych książek jakie czytałem posiada ona mniejszą czcionkę, a większość stron jest napisana od deski do deski. Przyznam szczerze Stephen King potrafi pisać rozbudowane opisy, które jednak nie są w żaden sposób nudzące.
- Tom - powiedziała. - Tom, muszę wy...
- Palisz - rzucił oschle. Jego głos zdawał się odległy, jakby dobiegał z głośnika dobrego radia. - Wygląda na to, że zapomniałaś, mała. Gdzie je schowałaś?
- Spójrz. Już go gaszę - odparła i podeszła do drzwi łazienki. Wrzuciła papierosa do muszli klozetowej, nawet z tej odległości widział na filtrze ślady jej zębów. Pss. Wyszła z łazienki. - Tom, to był stary przyjaciel... Bardzo stary przyjaciel. Muszę...
- Musisz się zamknąć i nic poza tym! - ryknął. - Po prostu stul dziób!
Książka jest naprawdę zaskakująca. Sądziłem, że również jest podzielona na dwie części, tak jak filmy, czyli pierwsza część dzieciństwo bohaterów, a następnie dorosłość. Jednak nie. Książka przeplata co jakiś czas dzieciństwo z dorosłością. Czasem miałem problem na początku rozdziałów stwierdzić, czy mam do czynienia z młodszymi bohaterami, czy z dorosłymi, ale szybko to mijało. Przerzuty czasowe nie są zbyt nachalne. Myślę, że są pisane w punkt, chociaż już pod koniec książki tak potrafiły się zlewać z dorosłością, że człowiek kompletnie nie zwracał na to uwagi. Bardzo mi się podobało to przedsięwzięcie, gdzie w większości książek wręcz mnie to denerwuje. Nie zawsze jednak takie przerzuty czasowe są napisane dobrze. Dodatkowo większość rozdziałów ma na początku datę, godzinę, bądź tytuł, który wskazuje na to, kiedy dana akcja się rozgrywa, więc dodatkowe ułatwienie (choć z początku niezbyt się tym przejmowałem, ponieważ niezbyt lubię daty. Chyba kwestia tego, że nie przepadam za nimi przez zbyt nudno przedstawioną historię w szkołach).
Cofnął się i w tej samej chwili pojawiła się twarz. Stało się to tak gwałtownie i nagle (chociaż oczekiewanie), że Eddie nie zdołałby krzyknąć, nawet gdyby nie miał właśnie ataku astmy. Oczy wyszły mu z orbit. Usta otworzyły się szeroko. To nie był włóczęga z gnijącym nosem, ale podobieńśtwo było spore. Potworne. A jednak... ta rzecz nie mogła być człowiekiem. Nic nie mogło być jednocześnie tak wyżarte, a mimo to żywe. Skóra na czole Tego była rozszczepiona. Spod membrany żółtego śluzu błyszała niczym reflektor samochodu biała kość czaszki. Nos był surową chrząstką ponad dwoma jaskrawoczerwonymi kanałami nozdrzy. Jedno oko było jasnoniebieskie. Drugi oczodół wypełniała brunatnoczarna, gąbczasta tkanka. Dolna warga trędowatego zwisała bezwładnie jak kawał wątroby. Górnej wargi w ogóle nie było. Eddie widział wyraźnie półokrąg zębów wyszczerzonych w złowieszczym grymasie.
Jedna ręka Tego wyprysnęła przez wybite okno. Druga stłukła brudną szybę sąsiedniego okna. To szukało, a jego zaciskające się kurczowo dłonie pokrywały strupy i wrzody. Chrząszcze i robaki pełzały po nich tam i z powrotem.
"To" posiada wiele scen, które wcale nie zostały przedstawione w filmie. Niektóre osobiście mi nawet nie pasują. Szczególnie te przy końcówce z Billem... Nie oczekiwałem takiego zakończenia i szczerze był dla mnie pisany odrobinę na wyrost. Jakby... myślę, że ostatnie kilka rozdziałów było w sumie niepotrzebnych. Bez nich akcja również przebiegałaby dobrze. Zaskoczyły mnie również sceny, o których opowiadał Mike z historią jego ojca. W filmach przedstawione było, że jego rodzice zginęli w pożarze. W książce wręcz przeciwnie. Pożar był wspomnieniem jego ojca z dawnych lat, kiedy był w wojsku, a jego ojciec tak naprawdę zmarł przez ciężką chorobę w szpitalu (mam nadzieję, że to nie spoiler! A jeśli tak to naprawdę przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać!). Również trochę inaczej była przedstawiona scena, kiedy Richie próbował sobie przypomnieć dzieciństwo przy pomniku, albo zabrakło mi jego sceny na moście, która była w filmie. Chociaż było to dla mnie trochę wynagrodzone na stronie 1065 (nie! tym razem nie zdradzę, co tam się stało, chociaż bardzo bym chciał!). Tak samo różniły się na przykład wspomnienia Billa, czy Eddiego (tutaj szczególnie były zdecydowanie inne).
- A teraz trzymajcie go - powiedział Henry. - Słyszycie?
- Jasne, Henry - rzekł Belch. W jego głosie brzmiała niepewność. - Nie wyrwie się. Nie martw się.
Henry podszedł do przodu tak, że jego płaski brzuch prawie stykał się z tłustym kałdunem Bena. Ben patrzył na niego, a łzy spływały mu z kącików rozszerzonych oczu; nic nie mógł na to poradzić. Wpadłem! Wpadłem! - wrzeszczał głos pod jego czaszką. Próbował go uciszyć, ale ten głos, ten hałaśliwy ryczący głos nie chciał umilknąć.
Henry otworzył nóż, ostrze było długie, szerokie i ozdobione jego imieniem. Czubek lśnił w promieniach południowego słońca.
- Teraz zrobię ci test - powiedział Henry tym samym zamyślonym tonem. - Nadszedł czas egzaminu, cycolu, i dobrze by było, gdybyś był przygotowany.
Wiele scen jak ostatnie rozdziały poświęcone miastu, sceny z mężem Beverly, czy żoną Billy'ego nie zostały uwzględnione w filmie, co w sumie uważam, że dobrze się stało. Pominięcie ich nie wpływa jakoś szczególnie na historię, tak samo jak te z ojcem Mike'a. Dużo pojawia się tutaj również scen z Henrym Bowersem, czy jego kumplami. Książka posiada naprawdę kopalnię wiedzy o bohaterach, jak również o historii Pennywise'a! Wiele się dowiedziałem o tym, jak on powstał, w jakich czasach się pojawiał oraz o Żółwiu!
Dobrze wiem, że ta książka może przerażać w swojej objętości. Sam utkwiłem na początku czytania na dwusetnej stronie, ale teraz przeczytałem ją w niecałe pół miesiąca (z przerwami na pracę, czy życie prywatne)... Aczkolwiek jak już się człowiek wciągnie w tę historię to trudno się jednak oderwać. Styl Kinga, pomimo, że przeczytałem dopiero jedną jego książkę, zdecydowanie odchodzi od innych autorów. Książka momentami potrafi być naprawdę kontrowersyjna i niektóre sceny mocno mnie dziwiły, ale uważam, że jest ona naprawdę warta przeczytania. Szczególnie dla fanów filmów, którzy chcieliby pogłębić swoją wiedzę na temat bohaterów. Książka różni się mocno, ponieważ ma ogrom scen, których nie widzieliśmy na wielkim ekranie, ale jeśli przypadł ci do gustu sam film to książka również powinna.
A może jednak udało ci się przeczytać tę książkę? Co o niej sądzisz? Jakie sceny najbardziej wywołały u ciebie kontrowersję? U mnie to była chyba scena wychodzenia z kanałów oraz sceny Beverly z jej ojcem, czy jej uciekanie przed Bowersem.
Zapraszam do dyskusji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz